Ludwiq Ludwiq
2612
BLOG

Minister Sasin w Katyniu i Smoleńsku

Ludwiq Ludwiq Katastrofa smoleńska Obserwuj temat Obserwuj notkę 17

Jacek Sasin do Smoleńska przyjechał 9 kwietnia około godziny dwudziestej. Minister nie precezuje jednak jakiego czasu. Tego dnia wieczorem spotkał się m.in. z ambasadorem Bahrem, przedstawicielem polskiego MSZ-tu Tadeuszem Stachelskim i funkcjonariuszami BOR-u. Tak relacjonuje to przed Zespołem Parlamentarnym:

Ja przybyłem do Smoleńska 9 kwietnia. Poprzedniego dnia przybyłem tam samochodem, około godziny 20 dotarłem na miejsce. Moim zamiarem było jeszcze tego dnia spotkanie się z polskimi służbami, które tam są na miejscu, a przede wszystkim mam na myśli polskie służby dyplomatyczne. I spotkałem się tego dnia wieczorem, jeszcze z ambasadorem Bahrem oraz przedstawicielami polskiej placówki dyplomatycznej w Moskwie, jak również w tym spotkaniu uczestniczył przedstawiciel polskiego MSZ-tu, protokołu dyplomatycznego pan Tadeusz Stachelski, który był tam na miejscu i od strony protokołu przygotowywał tą wizytę. Spotykałem się z funkcjonariuszami Biura Ochrony Rządu, aby od nich odebrać również informacje, co do tego, czy są jakieś problemy z przygotowaniem tej wizyty, jak również ze swoimi pracownikami, którzy wcześniej tam na miejsce też przybyli i jeszcze wizytowali tego dnia Cmentarz w Katyniu. Oni mi zdawali też relacje jak te przygotowania tam wyglądają. (strona 3)

http://orka.sejm.gov.pl/opinie6.nsf/nazwa/78_20101006/%24File/78_20101006.pdf

Następnego dnia spotkał się ponownie w tym samym gronie na śniadaniu. Nie wiemy czy mówiąc "w tym samym gronie" ma na myśli tylko pracowników kancelarii prezydenta czy też pracowników MSZ-tu. Nie wiemy też w jakim hotelu zatrzymali się pracownicy Kancelarii Prezydenta. Być może w tym samym co ambasador Jerzy Bahr czyli w hotelu "Smoleńsk" i tam zjedli śniadanie.

W sobotę rano 10. kwietnia spotkałem się ponownie, przy śniadaniu spotkaliśmy się ponownie w tym samym gronie, ja ze współpracownikami z Kancelarii Prezydenta i zaczęliśmy jakby dalej dyskutować jakie są zagrożenia, jakie ewentualne jeszcze problemy mogą wyniknąć. I w trakcie tej rozmowy zmieniłem ustalenia poprzedniego dnia, a mianowicie stwierdziłem, że jednak lotnisko jest takim miejscem, które nie niesie żadnych niebezpieczeństw, paradoksalnie nie niesie żadnych niebezpieczeństw, problemów z jakby początkiem tej wizyty. Znaczy, po prostu samolot, stwierdziłem, samolot po prostu wyląduje, wszyscy z tego samolotu wysiądą, będą podstawione samochody, zresztą pracownicy Kancelarii byli na pokładzie samolotu więc stwierdziłem, że jakby oni wzmocnią również tą obsługę techniczną delegacji. I że w związku z tym lepiej będzie jeśli ja udam się jednak na cmentarz, bo na cmentarzu mogą zajść różnego rodzaju nieprzewidziane okoliczności, jak chociażby kwestie, najbardziej się obawialiśmy się tego, że może być kwestia np. tego, że nie będzie działało nagłośnienie, dlatego załatwiliśmy też podwójne jakby zabezpieczenie tutaj, ale chciałem to sam osobiście wszystko sprawdzić. Plus miałem jeszcze pewne wątpliwości, co do tego, jak będą rozsadzani będą członkowie delegacji, więc chciałem tego też osobiście przypilnować, w związku z tym stwierdziłem, że ja jednak udam się na cmentarz. Natomiast na lotnisku wystarczy jeden pracownik, który będzie jakby wspomagał tych, którzy przylecą z prezydentem, a wspomaganie miało tak naprawdę polegać na wskazywaniu miejsc w odpowiednich pojazdach dla członków delegacji. (strona 4)

Na cmentarz w Katyniu wiceszef Kancelarii Prezydenta przybył około 7:30 CEST razem z trzema innymi pracownikami. Rozumiem, że chodzi o czas obowiązujący w Polsce. Spędził tam sporo czasu, sprawdzał m.in. kwestię nagłośnienia i krzesełka, chodził i rozmawiał z wieloma osobami.

No i tak się stało. Tak się stało, po śniadaniu ja udałem się z jeszcze jednym pracownikiem, ja samochodem, ale jeszcze dwóch pracowników oddzielnie również pojechało, czyli było nas łącznie, byłem ja i jeszcze trzech pracowników Kancelarii Prezydenta, my udaliśmy się na Cmentarz w Katyniu. Na cmentarzu, myślę, że na cmentarz przybyłem około godziny, tak myślę, 7.30, bo mniej więcej do czasu, kiedy dowiedziałem się, że jest katastrofa minęło więcej niż godzina, to była, tam sporo czasu spędziłem na cmentarzu, zresztą miałem okazję spotkać też państwa parlamentarzystów, rozmawiać, ale również sprawdzić te wszystkie sprawy, które chciałem sprawdzić, czyli właśnie te kwestie nagłośnienia, czy też wydać dyspozycje odnośnie rozsadzenia poszczególnych członków delegacji. (strona 4)

W trakcie, kiedy właściwie już wszystko było sprawdzone jakby była taka chwila właśnie na to, żeby porozmawiać, więc ja chodziłem, rozmawiałem, wiele osób na tym cmentarzu znałem. (strona 5)

Sasin miał umowę z Marcinem Wierzchowskim, który oczekiwał na przylot pana prezydenta na lotnisku w Smoleńsku, że w momencie kiedy samolot wyląduje jego pracownik poinformuje go o tym telefonicznie. Wtedy wiceszef kancelarii miał udać się przed główne wejście Memoriału aby tam oczekiwać na delegację.

Miałem umowę z tym pracownikiem, panem Marcinem Wierzchowskim, pracownikiem, który udał się na lotnisko, moim pracownikiem, że w momencie, kiedy samolot wyląduje, on mnie poinformuje telefonicznie, o tym, że jest lądowanie, że lądowanie się odbyło. Bo wiedziałem, że około 20 - 25 minut będzie trwał przejazd delegacji z lotniska, wtedy miałem zamiar udać się przed wejście na ten Zespół Memorialny, tam przed tą bramę, żeby tam oczekiwać na przybycie delegacji, na przybycie pana prezydenta. (strona 4-5)

Czy przed 8:07 pan minister odebrał telefon od M.Wierzchowskiego tego nie wiem. W każdym bądź razie o tej godzinie wyszedł z Adamem Kwiatkowskim przed bramę główną a nawet na drogę w pobliże punktu kontrolnego gdzie m.in. Borowcy sprawdzali pielgrzymów. Zostało to uwidocznione na zdjęciach.

ministra sasinaGodzina 8:07 CEST = 10:07 MSD Jacek Sasin i Adam Kwiatkowski na drodze w pobliżu punktu kontrolnego. Za barierką stoją Borowcy.

ministra sasinaZdjęcie wykonane prawdopodobnie chwilę później. To zapewne tutaj wiceszef kancelarii prezydenta spotkał parlamentarzystów (o czym mówił przed ZP) tylko później bo posłowie pod Memoriał podjechali dopiero około 8:22 CEST.

Jacek Sasin dalej relacjonuje, że w pewnym momencie otrzymał informację od Adama Kwiatkowskiego, że samolot nie wyląduje na lotnisku w Smoleńsku z powodu złych warunków atmosferycznych tylko lądowanie może nastąpić w Moskwie. Wydaje się, że ta rozmowa z jego pracownikiem miała miejsce również gdzieś w pobliżu punktu kontrolnego między 8:00 CEST a 8:45 CEST. Czy po tej informacji od Kwiatkowskiego Jacek Sasin nie zadzwonił przypadkiem do Wierzchowskiego, który jednak nie odbierał?

W pewnym momencie podszedł do mnie jeden z moich pracowników, pan Adam Kwiatkowski, z tego co pamiętam, pracownik Kancelarii, podszedł do mnie i poinformował mnie, że dostał taką właśnie informację przed chwilą, że może zajść okoliczność następująca, iż samolot nie wyląduje na lotnisku w Smoleńsku z powodu trudnych warunków atmosferycznych. Ja się trochę dziwiłem z tego powodu, bo jak rozejrzałem się wokół siebie, no to te warunki atmosferyczne nie były aż tak trudne, no faktycznie pogoda może nie była taka jak obecnie, nie świeciło słońce, ale no było pochmurno, ale jednak te warunki były całkiem, całkiem znośne. Ja nie miałem żadnych obaw, no bo zawsze przy takich plenerowych uroczystościach jest ta obawa czy deszcz nie będzie padał, czy jak to będzie przebiegało. Tutaj takich obawa w ogóle nie miałem, widziałem, że jest pochmurno, ale raczej nie spodziewałem się jakiś kataklizmów pogodowych. Więc mnie to nie ukrywam trochę zdziwiło. A jeszcze bardziej zdziwiła mnie informacja, że, którą też dostałem od tego pracownika, mojego pracownika, że to lądowanie może nastąpić w Moskwie. No wydawało mi się jednak to dosyć dużą odległością od tego, od tego miejsca gdzie się znajdowaliśmy.

 Zapytałem pana Kwiatkowskiego, skąd posiadł tego typu informację? On wskazał na pana Tadeusza Stachelskiego, jak mówię pracownika polskiego protokołu dyplomatycznego, który też przebywał na cmentarzu. Ja zaniepokojony tą informacją, chociaż nie zaniepokojony bardzo, nie zaniepokojony jakoś szczególnie bardzo, ponieważ głównie zastanawiałem się, jak zagospodarować te kilka godzin pewnie, które, w trakcie których prezydent będzie mógł dotrzeć na cmentarz. (strona 5)

Kwiatkowski jak twierdzi informację o możliwym lądowaniu w Moskwie otrzymał od Tadeusza Stachelskiego, który zapewne dostał telefon z płyty lotniska od Dariusza Górczyńskiego. Naczelnik wydziału Federacji Rosyjskiej w departamencie wschodnim polskiego MSZ dowiedział się o tym od Pawła Kozłowa, oficera FSO, który z kolei miał kontakt z pracownikami wieży.

Później opowiedział o wydarzeniach z lotniska tuż przed katastrofą, gdy w specjalnym namiocie czekał na przylot prezydenta z przedstawicielami rosyjskiego rządu oraz z Pawłem Kozłowem – oficerem Federalnej Służby Ochrony odpowiedzialnym za bezpieczeństwo Lecha Kaczyńskiego. Rosyjski oficer, powołując się na kontrolerów lotu z lotniska, utrzymywał, że Tu-154M zostanie wysłany na jedno z zapasowych lotnisk. – Około godz. 10 Kozłow, który był chyba cały czas w kontakcie ze służbami kontrolnymi lotniska, stwierdził, że jest coraz gorsza pogoda i samolot będzie robił próbne podejście, ale prawdopodobnie zostanie skierowany do Moskwy na Wnukowo, by przeczekać mgłę – zeznał Górczyński. Dodał, że po 15 – 20 minutach Kozłow stwierdził, że Tu-154M poleci jednak do Mińska: „O 10.40 Kozłow powiedział mi, że nasz samolot będzie robić próbne podejście (...). W pewnym momencie usłyszałem ryk silników, a następnie głośny huk”.

http://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/443665,przed_wizyta_prezydenta_w_smolensku_panowal_chaos.html

http://www.wprost.pl/ar/206144/Swiadek-ze-Smolenska-samolot-mial-ladowac-na-zapasowym-lotnisku/

Jacek Sasin zaniepokojony informacją o lądowaniu na zapasowym lotnisku zaczął szukać Tadeusza Stachelskiego. Spostrzegł go prawdopodobnie też gdzieś przed wejściem głównym. Gdy podchodził do pracownika MSZ-tu zadzwonił telefon. Jacek Sasin był świadkiem tej rozmowy. Dzwonił Dariusz Górczyński o 8:45 CEST.

„Około godz. 10:45 otrzymałem telefon od Dariusza Górczyńskiego, który był w składzie osób witających prezydenta na lotnisku. Powiedział, że samolot się rozbił i leży kołami do góry” – zeznał Tadeusz Stachelski z Wydziału Wizyt Protokołu Dyplomatycznego MSZ.

http://niezalezna.pl/26327-rosyjski-kurs-sikorskiego

Zeznanie Dariusza Górczyńskiego:

W pewnym momencie usłyszałem ryk silników a następnie głośny huk. Pobiegliśmy do samochodów i szybko pojechalismy w stronę skąd dobiegł huk. Wysiedliśmy z samochodów na końcu pasa i pobiegliśmy dalej. Wśród drzew zobaczyłem szczątki samolotu, a w zasadzie koła skierowane do góry. Czuć było zapach paliwa i widać było trochę płomieni. Ja zadzwoniłem o 10.43 do Dyrektora Bratkiewicza i powiedziałem mu że samolot się rozbił i że jest rozbity na kawałki. Następnie zadzwoniłem do Tadeusza Stachelskiego do Katynia i do Wiktora Batera, dziennikarza który był w Moskwie. Było ogromne zamieszanie, momentalnie w ciągu 5, może 10 minut pojawiła się milicja, straż i służby ratownicze. Po około pół godzinie ktoś ze służb ratunkowych powiedział, że niestety nikt nie przeżył.

http://niezalezna.pl/40356-ujawniamy-protokol-o-trzech-rannych-ze-smolenska-takze-rosyjskie-media-mowily-o-rannych-100420

Wg relacji Sasina po zakończeniu rozmowy telefonicznej Stachelski poinformował go, że dowiedział się o wypadku przy lądowaniu, podczas którego samolot mógł zjechać z pasa i nic więcej nie był w stanie mu powiedzieć.

Ale stwierdziłem, właściwie idąc i szukając pana Stachelskiego stwierdziłem, że właściwie to nie jest większy problem, bo przecież ci wszyscy, którzy tu przyjechali, no nie przyjechali przypadkowo, no przyjechali tutaj chociażby na groby swoich bliskich, więc być może nawet będą zadowoleni, że tego czasu na pobyt na cmentarzu będzie więcej niż tylko na sam czas uroczystej mszy i tej uroczystości, która ma się odbyć. No i taki w lekkim niepokoju ale jakby bez jakiegoś dramatycznego nastroju spostrzegłem pana Stachelskiego, podszedłem do niego. I w momencie, kiedy do niego podchodziłem zadzwonił jego telefon, zadzwoniła jego komórka, on odebrał komórkę. Ja po prostu podszedłem, stanąłem obok niego, postanowiłem poczekać aż skończy tą rozmowę.

Ta rozmowa miała dosyć dziwny przebieg, tak jak ja ją słyszałem, bo on się bardzo
wyraźnie już zdenerwował i prosił, mówił do telefonu cytuję z pamięci:

- To niemożliwe, powtórz jeszcze raz. Ale co się naprawdę stało?

No jakieś takie stwierdzenia, które mnie zaniepokoiły. Ale to może śmiesznie zabrzmi, nie przypuszczałem że by mogłoby się coś bardziej groźnego i coś gorszego niż to lądowanie w innym miejscu. W związku z czym tak sobie psychicznie zbudowałem taką konstrukcję, że on tak strasznie panikuje z tego powodu, że ten samolot wyląduje gdzie indziej, i w związku z czym będziemy mieli tutaj opóźnienie w rozpoczęciu uroczystości. Kiedy skończył tą rozmowę, on skończył tą rozmowę, rozłączył tą, i zaczął się tak na mnie badawczo patrzeć. Ja w tym momencie zacząłem właściwie go nawet dosyć tak żartobliwie przekonywać, mówię:
- Panie Tadeuszu, niech się pan nie martwi – mówię - jakoś sobie tutaj te parę godzin poradzimy. A on mówi:
- Nie, nie, to nie to. Ja mówię:
- A co się stało? I on wtedy mówi mi, że:
- Wie pan, dostałem jakąś informację, jakąś dziwną informację, że zdarzył się jakiś wypadek.
Ja mówię:
- Jaki wypadek? A on mówi na to, że:
- Wypadek w samolocie.

To pamiętam dokładnie to stwierdzenie, bo ono mnie niezwykle zaskoczyło, co może oznaczać wypadek w samolocie. Skala czy zakres wypadków, które się mogą zdarzyć na pokładzie samolotu no jednak dosyć jest ograniczona. I taka moja myśl była, że być może stało się coś któremuś z pasażerów, że być może, ja przepraszam, bo mówię teraz o swoich odczuciach, co może nie ma większego znaczenia dla sprawy, że stało się może coś z jednym z pasażerów. Miałem taki nawet, pierwsza myśl, która mi przeszła, że coś się stało prezydentowi Kaczorowskiemu, no który był człowiekiem niezwykle leciwym
już i że coś takiego mogło się wydarzyć. Więc to mnie niezwykle zaniepokoiło i zacząłem go dopytywać,
mówię:
- Jak to w samolocie? On mówi:
- Nie, nie, jakiś wypadek przy lądowaniu. Mówi:
- Wie pan samolot zjechał z pasa czy coś takiego. To on mi jakby tak mi, taką informację mi przekazał. Nic więcej nie był w stanie mi powiedzieć.
(strona 5-6)

Po otrzymaniu informacji o tym, że samolot miał wypadek zjeżdżając z pasa minister Sasin ponoć dzwonił do Wierzchowskiego ale ten nie odbierał telefonu.

No więc ja się zdenerwowałem oczywiście w tym momencie i postanowiłem się dowiedzieć się czegoś, czegoś więcej. Pierwszą moją reakcją był telefon do tego pracownika, mojego pracownika, który był na lotnisku, do pana Wierzchowskiego. On nie odbierał telefonu. Dzwoniłem do niego, nie odbierał telefonu. (strona 6)

Jednak pracownik kancelarii będący na lotnisku przedstawia to w inny sposób. Wierzchowski twierdzi, że przybył na miejsce katastrofy po minucie, dwóch, pięciu po upadku samolotu. A telefon do swojego szefa wykonał po minucie, półtorej od momentu gdy dotarł na miejsce katastrofy.

Poseł Marzena Dorota Wróbel: Ile mogło minąć minut czy sekund od katastrofy do pańskiego przybycia na to miejsce, kiedy pan mógł obserwować wrak samolotu?
Pan Marcin Wierzchowski:Minuta, dwie, pięć, nie więcej.  (strona 42-43)

http://orka.sejm.gov.pl/opinie6.nsf/nazwa/78_20101216/%24File/78_20101216.pdf

Głos z sali: Obok, tam gdzieś, jakoś i zobaczył pan to co zobaczył, w którym momencie zadzwonił pan, złapał pan za telefon i zadzwonił do Jacka Sasina? Czy to było kilka sekund, kilkanaście, bo tak będzie można porównać.
Pan Marcin Wierzchowski: Myślę, myślę, że to było około minuty, półtorej maksymalnie po tym.
Głos z sali: Maksymalnie.
Pan Marcin Wierzchowski: Maksymalnie.

Głos z sali: Czyli pierwsza myśl...
Pan Marcin Wierzchowski: Tak, tak, znaczy pierwsze to był szok, a potem...
Głos z sali: Natychmiast telefon do Sasina......
Pan Marcin Wierzchowski: ...i nie wstydzę się tego, że, że zacząłem płakać i potem, i potem wziąłem telefon, znaczy wziąłem, wyjąłem telefon i pierwsze co trzeba dzwonić, trzeba dzwonić, że coś jest nie tak. (strona 93-94)

Pan Marcin Wierzchowski: Tak jak mówię, to jest, to działa ło płynnie. Ja mogę teraz opowiadać to, co ja zauważyłem, ale tak mówię minuta po minucie. Znaczy ja przybiegam, te osoby wbiegają te trzy osoby, może pięć, syrena wyje, gdzieś, tak mi się wydaje, przejeżdża ten wóz strażacki, potem pojawiają się, gaszą, jak na tych filmach widać. Ja odchodzą, dzwonię do, czy wtrakcie, wcześniej odchodzę, dzwonię do Sasina. Ja nie jestem w stanie sprecyzować tego czasowo, bo po prostu pierwszą rzeczą, która mi przyszła do głowy, znaczy do głowy, to jest po prostu telefon do Sasina. (strona 90)

Przewodniczący Antoni Macierewicz: A kiedy pan, czy pan ma świadomość jakkolwiek, jakąkolwiek, że przyjechały nie wiem samochody strażackie, samochody służb, że zaczęła się akcja ratunkowa? Czy ten moment pan identyfikuje jakoś, czy też nie? Nie?
Pan Marcin Wierzchowski: Nie. Ja potem odszedłem, jak rozmawiałem, odszedłem od tego miejsca na, na jakieś 20 może 30 metrów i mówię, zacząłem rozmawiać z Sasinem, nerwowo paliłem papierosa. I po prostu dla mnie to, tak jak mówię, przepraszam niech państwo mnie zrozumieją, ale to było ciężkie przeżycie i, i, a nie chcę czegoś dopowiadać z rzeczy zasłyszanych, bo po prostu... (strona 79)

Natomiast "Fakt" podaje taką oto informację:

Dochodziła 8.45 na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu. Jacek Sasin, zastępca szefa Kancelarii Prezydenta czekał właśnie na Lecha Kaczyńskiego. W jego kieszeni zadzwoniła komórka. Treść tej rozmowy podają Marcin Dzierżanowski i Michał Krzymowski, autorzy książki "Smoleńsk. Zapis śmierci". Do Sasina dzwonił Marcin Wierzchowski, pracownik Kancelarii Prezydenta, który czekał na lotnisku na przylot delegacji. Był na miejscu tragedii.

http://www.fakt.pl/-quot-Wszystko-jest-rozje-wszyscy-nie-zyja-quot-,artykuly,99416,1.html

Wracamy do relacji wiceszefa kancelarii prezydenta. Sasin będąc blisko punktu kontrolnego gdzie przebywali Borowcy przywował funkcjonariusza BOR-u, który jednak nic nie wiedział na temat wypadku.

Więc druga reakcja była taka, że poprosiłem oficera dowodzącego funkcjonariuszami BOR-u tam, którzy tam zapewniali ochronę na cmentarzu przywołałem, go i spytałem, czy może być, czy może ma jakieś informacje na ten temat, co się stało. On wydał mi się w ogóle zaskoczony moim pytaniem, czy moją jakby zapytaniem, że jest jakiś wypadek. Znaczy jakby odniosłem wrażenie, że on w tym momencie nie miał informacji jeszcze na ten temat. Zapytałem go, czy on może skontaktować się z kimś na lotnisku, kto by tą informację potwierdził i powiedział co się naprawdę stało. On mi powiedział, że on nie ma właściwie nikogo tam, znaczy nie ma nikogo na lotnisku, z kim on mógłby rozmawiać i od kogo mógłby taką informację uzyskać. (strona 6-7)

Ten sam funkcjonariusz BOR-u, który dowiedział się o wypadku samolotu od Sasina mógł następnie tę informację przekazać panu Antoniemu Macierewiczowi, który stał w kolejce przed parkingiem Memoriału. Poseł Macierewicz twierdzi, że dowiedział się o wypadku o 8:47 CEST  od oficera Biura Ochrony Rządu.

W momencie kiedy dowiedziałem się o tej tragedii, jeszcze były to pierwsze informacje nie tak do końca precyzyjne. Spojrzałem na zegarek. Była 10:47 czasu moskiewskiego. (od 2:53)

http://vod.tvp.pl/audycje/publicystyka/misja-specjalna/wideo/05052010/1697595

Przyjęto wersję zupełnie już absurdalną, którą państwo możecie już nie pamiętać ale którą ja pamiętam. Bo był to szok tam na miejscu gdy spojrzałem na swój telefon komórkowy, gdy dowiedziałem się od oficera BOR-u że doszło do tej tragedii odruchowo spojrzałem na wyświetlacz komórkowego aparatu i zobaczyłem 8:46. (od 20:20)

https://www.youtube.com/watch?v=NhQkI48HpAE

Minister Sasin w Katyniu i SmoleńskuKolejka stojąca na drodze przed punktem kontrolnym.

http://stanislaw.lublin.pl/j/component/morfeoshow/view/38

Jacek Sasin następnie zebrał swoich pracowników, zawołał jeszcze raz funkcjonariusza BOR-u, którego wcześniej pytał o wypadek i zaczęli rozmawiać co robić w tej sytuacji. Zaczęła gromadzić się wokół nich grupa osób i przysłuchiwać o czym rozmawiają dlatego Sasin zdecydował aby poszli do pomieszczenia znajdującego się po lewej stronie od wejścia. Tam ustalili, że pojadą na lotnisko do Smoleńska.

Więc ja go poprosiłem, mówię:
- Panowie - zawołam swoich pracowników.
Zawołałem, tego człowieka, z którym rozmawiałem, tego funkcjonariusza, i mówię, że musimy się chwilę naradzić, co robić w tej sytuacji, prawda. Zaczęliśmy rozmawiać, ale zorientowałem się, że jakby gromadzi się wokół nas grupa osób i przysłuchuje się o czym mówimy. A ponieważ jakby nie miałem wiedzy i świadomości do końca co się stało, jakby nie chciałem wzbudzać paniki czy zaniepokojenia. W związku z czym poprosiłem, żebyśmy przeszli do takiego pomieszczenia, które znajdowało się idąc od cmentarza po prawej strony od wejścia, czyli to było jakieś takie, nie wiem czy to, fragment chyba tego muzeum po prostu, które tam było. No i tam postanowiliśmy, że trzeba po prostu bezzwłocznie udać się na lotnisko. Poprosiłem dowódcę BOR-u, żeby zorganizował transport. Żeby po prostu po pierwsze, zorganizował z Rosjanami możliwość wejścia na teren lotniska, po drugie, ponieważ wiedziałem, że to jest lotnisko wojskowe, więc jakby przyjedziemy, no to mówię, niekoniecznie muszą nas wpuścić jak nie jesteśmy zgłoszeni. I żeby zorganizował przejazd przez miasto, poprosiłem go o zorganizowanie milicji rosyjskiej, która by nas po prostu poprowadziła tam. Jednocześnie dałem swoim pracownikom dyspozycję, żeby odszukali kierowcę, mojego kierowcę i żeby stawił się pod bramą, bo jak najszybciej będziemy jechać.
(strona 7)

Minister Sasin w Katyniu i SmoleńskuPomieszczenie w którym rozmawiał Sasin z pracownikami i funkcjonariuszem BOR-u to zapewne Centrum Muzealno-Wystawowe.

Minister Sasin w Katyniu i SmoleńskuCentrum Muzealno-Wystawowe widziane od strony drogi znajduje się po lewej stronie od wejścia głównego. Ewentualnie mogło to być pomieszczenie znajdujące się po lewej stronie parkingu choć to mało prawdopodobne.

https://goo.gl/maps/yfzuk

Po ustaleniach w CMW Sasin wykonał trzy telefony: do ministra Łopińskiego, pani dyrektor Kasprzyszak ale te osoby nie odbierały i do swojej żony. Telefon do żony wykonał o 9:04 CEST.

No minęło kilka dosłownie minut, niewielkich kilka minut kiedy czekaliśmy na zorganizowanie tej grupy. Ja ten czas wykorzystałem, próbowałem się skontaktować z kimś z Kancelarii Prezydenta, poinformować, dać jakiś sygnał, że coś się dzieje. Bo pomyślałem sobie też w ten sposób, że po pierwsze, oni powinni wiedzieć, po drugie, mogą też jakieś pytania być tutaj formułowane i dobrze żeby taka informacja była przekazana. Próbowałem się połączyć najpierw z ministrem Łopińskim, on niestety nie odebrał, nie odbierał telefonu ode mnie. Drugą osobą, którą chciałem poinformować była pani dyrektor Kasprzyszak, dyrektor Biura Prasowego, ona również nie odebrała telefonu. Trzeci telefon, który wykonałem był telefonem do żony mojej, informujący o tym, że coś się dzieje i żeby się nie denerwowała, jeśli usłyszy coś w mediach dotyczącego mojej osoby. (strona 7)

Też może, ale to jest taka godzina, którą zapamiętałem, znaczy nie tyle ja zapamiętałem, co właśnie o tej godzinie, o 8.04 dzwoniłem do małżonki, o 9.04, a ona jakby miała czas w telefonie, więc sprawdziła później godzinę połączenia. Więc jeszcze, no to 10 po, mniej więcej wyjechałem, powiedzmy o wpół do byłem, o wpół do 10. byłem na lotnisku, bo tam spędziłem jednak myślę około, około godziny na miejscu katastrofy, więc to byłaby godzina wpół do 11., o 11. byłem z powrotem na, na cmentarzu. Więc myślę, że z ministrem Dudą, ja rozmawiałem z ministrem Dudą pewnie około godziny 12., a on relacjonował mi wydarzenia, które miały miejsce wcześniej. (strona 21)

Po rozmowie z żoną (9:04 CEST) jak twierdzi Sasin zadzwonił do niego Marcin Wierzchowski, który był już na miejscu katastrofy z informacją, że samolot jest całkowicie rozbity i chyba wszyscy nie żyją.

Przepraszam, bo bym minął się z prawdą, dostałem informację tuż przez samym wyjazdem, już po odbyciu tej rozmowy z żoną i po próbach połączenia, o najważniejszej rzeczy zapomniałem, zadzwonił, oddzwonił do mnie pracownik mój z, pan Wierzchowski, który był na lotnisku i jakby w niezwykle emocjonalny sposób zaczął mi relacjonować, co się tam wydarzyło. Ponieważ jak się okazało, dotarł właśnie na miejsce katastrofy.

I zaczął mi mówić, ja jakby, no to też było irracjonalne zachowanie z mojej strony, bo ja jakby tak sobie już wyobraziłem pewien obraz, który się stał, czyli jakiegoś drobnego wypadku przy lądowaniu samolotu, miałem takie, że być może się koło, koła nie otworzyły, prawda, czy coś takiego. Kiedy on jakby nie był w stanie nawet słów za bardzo z siebie wydobyć, to była taka niezwykle dramatyczna relacja. On krzyczał, płakał prawda, to było jakieś takie niezwykle. Ja zacząłem go uspakajać przez telefon, ja mówię:
- Stary uspokój się, no chyba się nic takiego strasznego nie wydarzyło, prawda. I mówię:
- No, ale co, zjechał ten samolot pasa? Prosiłem go jakby o sprecyzowanie. On zaczął mi mówić:
- Nie - mówi - słuchaj jest w ogóle masakra, samolot jest rozbity, koła do góry i w ogóle samolot jest całkowicie rozbity.

Więc, ja znaczy w tym momencie zacząłem zdawać sobie sprawę, że sytuacja jest zacznie groźniejsza niż mi się wydawało. Jeszcze spytałem go czy to, czy on jest na lotnisku, czy ten wypadek miał miejsce na lotnisku? A on mi wtedy powiedział, że nie, nie na lotnisku, tylko w lesie koło lotniska. No to jakby ostatecznie przekonało o tym, że rzeczywiście jest dramatyzm sytuacji jest bardzo duży. To będzie takie skojarzenie, no powstało we mnie z tymi katastrofami w Lesie Kabackim, prawda, chociażby wiedziałem jakie mogą być skutki takiej katastrofy. Spytałem się jego, czy coś może powiedzieć na temat ofiar? Prawda czy ktoś zginął, czy ktoś żyje? Czy ma jakieś informacje? Co z prezydentem? On mi na to powiedział, że, wykrzyczał, że:
- Oni chyba wszyscy nie żyją! To była taka informacja.
(strona 7 i 8)

O 9:10 CEST funkcjonariusze BOR-u oraz minister Sasin z Adamem Kwiatkowskim wyjechali spod wejścia głównego Memoriału do Smoleńska. W drodze do Smoleńska Sasin rozmawiał z minister Bochenek a także wg jego relacji zadzwonił ponownie do Marcina Wierzchowskiego, który ponoć bardziej składnie opisał mu to co się dzieje na miejscu katastrofy.

No i w tym momencie ja już dostałem informację, że podjeżdżają te samochody, podjeżdża samochód milicji rosyjskiej, podjeżdża samochód BOR-u, i ten mój samochód też już był gotowy, że mamy natychmiast jechać. Więc biegiem praktycznie, bo kolumna już ruszała, ja dobiegłem..., i zaczęliśmy jechać. No i usiadłem w tym samochodzie i właściwie takie miałem wrażenie, co teraz robić, prawda?
Kolega z którym jechałem właśnie, Adam Kwiatkowski, ja mówię:
- No muszę kogoś zawiadomić kogoś w Warszawie, ale, mówię, no podjąłem ponowną próbę telefonu do ministra Łopińskiego, on w dalszym ciągu nie odbierał telefonu. Kolega mówi:
- Zadzwoń do minister Bochenek. No więc oczywiście jakoś nie przyszło mi to do głowy, zadzwoniłem do minister Bochenek, która odebrała telefon od razu. No i ja zacząłem jej relacjonować, że wydarzyła się katastrofa, że wydarzył się wypadek. Ona – to też tak teraz już może nawet zabrzmieć humorystycznie - jakby pomyślała, pomyślała w pierwszym momencie, że ja żartuję, bo tu nikt nie brał pod uwagę, że może coś takiego się wydarzyć, prawda. I zaczęła mówić do mnie, żebym sobie dał spokój z tego typu żartami, bo one są nie na miejscu. No ja w momencie, kiedy zacząłem dalej jej tłumaczyć, tak spokojnie zacząłem jej tłumaczyć, że naprawdę nie żartuję, że rzeczywiście coś się wydarzyło. Ona mówi, w pewnym momencie mówi do mnie:
- Słuchaj Jacek, przesadzasz teraz, jak wróci Leszek, to poskarżę, że tak się głupio tutaj bawisz ze mną. Prawda. No więc stwierdziłem, że nie mam dalej, nie będę dalej kontynuował tej rozmowy, rozłączyłem telefon, rozłączyłem tą rozmowę. Za minutę ona do mnie oddzwoniła i mówi:
- Czy ja naprawdę nie żartowałem? Ja mówię, że nie żartowałem rzeczywiście, że wypadek się zdarzył. I zapytała mnie, czy coś więcej wiem. Powiedziałem, że nie wiem, właśnie jadę na miejsce. Więc ustaliłem, że jak dojadę na miejsce to do niej zadzwonię i ją poinformuję o tym, co się dokładnie wydarzyło. W międzyczasie zadzwoniłem ponownie do tego mojego pracownika, który, od którego odebrałem już taką bardziej składną relację od tym, co się dzieje na lotnisku.
(strona 8-9)

Przejazd z Katynia na lotnisko Siewiernyj przy spokojnej jeździe samochodem zajmuje około 24 minut, przy szybkiej jeździe ok. 20 minut. Długość trasy to ok. 20 km.

https://goo.gl/maps/u7m9A

Na lotnisku byli około 9:30 CEST wjeżdżając przez bramę główną przy której pracownicy kancelarii prezydenta musieli przesiąść się do furgonetki BOR-u. Furgonetka dojechała do miejsca gdzie stało dużo karetek pogotowia. Na miejsce katastrofy wiceszef kancelarii prezydenta mógł dostał się przez przejście w murze, który wcześniej zburzyli pracownicy MCzS-u na rozkaz ich szefa Michaiła Osipienki. (od 8:45)

https://vimeo.com/13228116

Ale oczywiście to jest bardzo mało prawdopodobne żeby pracownicy MCzS-u mogli już w tym czasie zburzyć betonowy płot, czyli około 9:30 CEST = 11:30 MSD. Marcin Wierzchowski podaje, że Sasin z Kwiatkowskim przyszli tą samą drogą, którą on doszedł.

Pan Marcin Wierzchowski: To było jedyne jakieś dojście do tego, tak. Bo...
Poseł Elżbieta Kruk: Czyli minister Sasin razem z panem Kwiatkowskim..
Pan Marcin Wierzchowski: Przyszli tą samą stroną którą ja doszedłem, tak, tak. Znaczy większość osób, które ze strony lotniska przychodziły, to wyglądało to tak, że był ten załom tego muru, tu była droga i my wbiegliśmy tak, i tu załóżmy mniej więcej tutaj był ten, a tu cały czas szedł ten mur. I tu było miejsce katastrofy, ja to tak w skrócie państwu pokazuję. I oni potem wszyscy dochodzili tutaj, przechodzili przez, przez taką ścieżką, bo .. był jakiś dół wykopany itd., i tędy szli przez tego. I potem na bieżąco Rosjanie, żeby robić miejsce wycinali te małe samosiejki, żeby rozłożyć te folie. I ten teren tak naprawdę z każdą, z każdą godziną się zmieniał, ze względu na to, że oni musieli, nie chodziło o to, żeby uprzątnąć miejsce katastrofy tylko po prostu zrobić miejsce dla, jakiś był stolik dla protokólanta, przynosili jakieś agregaty, którymi potem prąd docierał.. (strona 67)

Zatem dwaj pracownicy kancelarii prezydenta, którzy przyjechali z Borowcami musieli przejść przez miejsce na końcu muru i dalej pobiegli przez lasek na miejsce katastrofy.

Kiedy przyjechaliśmy na lotnisko, wjechaliśmy na teren lotniska, otworzono nam bramę wjazdową. Stanęliśmy, okazało się, że dalej nie możemy jechać w takim składzie jak jesteśmy, że dalej może udać się tylko ten samochód Biura Ochrony Rządu, to był taki, taka furgonetka - bus, którym przemieszczali się funkcjonariusze. Więc ja i właśnie ten pracownik, który był ze mną, pan Adam Kwiatkowski dosiedliśmy się do tego busa i dalej na pełnym gazie udaliśmy się do miejsca, już nie pamiętam teraz tak naprawdę, czy to był koniec pasa, czy pojechaliśmy jeszcze dalej. Znaczy czy wysiedliśmy na betonie, czy jeszcze jakby dalej udaliśmy się jakąś taką drogą. Ale myślę, że jeszcze chyba zjechaliśmy dalej z tego pasa, że była jakaś taka droga polna, wyboista, którą jeszcze kawałek wjechaliśmy, aż do takiego miejsca, gdzie stały karetki. Było ustawione bardzo dużo karetek pogotowia. Ale co zrzuciło?? moją uwagę, ci pracownicy służby zdrowia, którzy tam byli, właściwie oni byli przy karetkach, czyli tak jakby stali jakby... Ja sobie w tym momencie zdałem sprawę, że prawdopodobnie jest taka sytuacja, że po prostu nie ma kogo ratować. Jeśli tak dużo karetek tutaj stoi i właściwie ci lekarze, pielęgniarki, oni się tam kręcą przy tych karetkach prawda i nie ma ich na miejscu, nie ma ich na miejscu katastrofy. Zaczęliśmy biec, zaczęliśmy biec tam, przez taki lasek na miejsce katastrofy po, dobiegliśmy na miejsce, no jakby zobaczyłem ten obraz, obraz miejsca gdzie samolot się rozbił. (strona 9)

Relacja Marcina Wierzchowskiego:

Pan Marcin Wierzchowski: Ja nie widziałem dziennikarzy. Ja nie widziałem dziennikarzy, i tak jak mówię, to już z doniesień medialnych wiem, że, że podobno, ja nie wiem jak jest naprawdę, że podobno pan Gerard Kwaśniewski tak, tak jak rozumiem, który jest kierowcą pana ambasadora, jest też oficer Biura Ochrony Rządu, ja tego nie wiem. Znaczy jeśli chodzi, jeśli chodzi o kolegów, którzy zabezpieczali uroczystości to ja, to moje zeznania i podtrzymuję tutaj przed państwem, było tak, że ja ich na lotnisku nie widziałem. Według mojej wiedzy oni przyjechali dwoma samochodami, to znaczy w jednym jechali oni samochodem wiano, mercedes viano, drugim jechał pan minister Sasin razem z Adamem Kwiatkowskim. Na lotnisku przy tym miejscu gdzie my oczekiwaliśmy, oni się przesiedli do jednego samochodu i potem podjechali pod miejsce, na miejsce katastrofy. I tam się spotkaliśmy na około 20 minut czy pół godziny po tym jak... (strona 49-50)

Pan Marcin Wierzchowski: Znaczy ja, tak jak mówię, tam zaczęła pojawiać się strasznie duża ilość osób. Ilość osób w tym sensie, że, że mówię i to byliśmy my, i potem jak dojechał Sasin to są kolejne dwie osoby, przychodzili żołnierze, którzy gdzieś tam robili taki kordon, nas odsunęli na jakieś 20 minut. My wszystko widzieliśmy tylko nie podchodziliśmy bliżej. I potem tam decyzja była, że my mamy swobodny dostęp do wszystkiego, znaczy do wszystkiego, w sensie już mogliśmy podchodzić. Ja nie chciałem, widząc... (strona 68)

Przewodniczący Antoni Macierewicz: Toby było niedopuszczalne dla nas też. A moment kiedy przyjeżdża pan minister Sasin, pamięta pan?
Pan Marcin Wierzchowski: Tak, tak, znaczy pamiętam jak wyszedł z lasu, tak. Znaczy jak... (strona 79)

Minister Sasin w Katyniu i SmoleńskuMercedes Benz Viano - Biuro Ochrony Rządu. Zabezpieczenie wizyty Prezydenta RP w Oświęcimiu, 27.01.2011. Takim właśnie samochodem Borowcy przyjechali z Katynia na lotnisko Siewiernyj w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku.

http://www.czerwonesamochody.com/details.php?image_id=17534

A tak relacjonuje Jacek Sasin swój pobyt na miejscu katastrofy, gdzie przebywał prawdopodobnie niecałe pół godziny:

Na miejscu, na samym miejscu gdzie był rozrzucony wrak samolotu, znaczy to mnie uderzyło, że no, że ten wrak był tak jednak w jednym miejscu, prawda. Jak to są te wypadki lotnicze, no to czasami jest tak, że, tak mi się przynajmniej wydawało, ja nie miałem okazji nigdy wypadku lotniczego z bliska oglądać, ale tak mi się wydawało, że to może być bardzo, na bardzo dużym terenie rozrzucone części. Tutaj jakby ten samolot, on był bardzo zniszczony, bardzo rozbity, ale jednak zasadnicze części tego samolotu wydawały mi się, że są jakby w jednym miejscu. Na miejscu tam na miejscu wrak, gdzie leżał rozbity wrak byli, zauważyłem strażaków, którzy dogaszali ogień. Ale to nie były jakieś duże pożary, to było raczej takie dymiące, dymiące pobojowisko, a nie jakiś ogień otwarty. No i zauważyłem, bardzo dużo osób, które jakby są, otaczają ten wrak samolotu, zarówno po cywilnemu, jak i w mundurach wojskowych czy milicyjnych, to trudno mi w tej chwili powiedzieć. Na miejscu zastałem ambasadora Bahra, polskiego ambasadora, który był już na miejscu katastrofy. I zastałem również, znaczy i zastałem również tam tego swego pracownika, który podszedł do mnie, no i jakby stanęliśmy, zaczęliśmy jakby chodzić wokół tego wraku, oglądać, oglądać to miejsce. Zadzwoniłem zgodnie z umową do pani minister Bochenek i pamiętam, że, ... to było po takiej dłuższej chwili, kiedy ja chodziłem tam po tym miejscu i obserwowałem. Widziałem też w jakim stanie leżą zwłoki osób tam na tym miejscu katastrofy. Zadzwoniłem do minister Bochenek i mówię:
- Słuchaj, prawdopodobnie prezydent nie żyje....
Bo tak wywnioskowałem po prostu z tego co zobaczyłem, że z tego jak to wygląda. No i jakby tam jakieś telefony jeszcze odbywałem, czy do mnie nawet jakieś osoby dzwoniły. Ja większości telefonów nie odbierałem. Pamiętam jeszcze, że pierwszą taką moją myślą też było, że trzeba zawiadomić pana prezesa Kaczyńskiego o tym co się stało. Nie wiedziałem czy wie o katastrofie, a ponieważ nie miałem bezpośrednio telefonu do pana prezesa, zadzwoniłem do Mariusza Błaszczaka i zrelacjonowałem mu to co się stało i poprosiłem go o pilny kontakt z prezesem Kaczyńskim, ewentualnie podanie telefonu do mnie, jeśli, jeśli potrzebne by były jakieś bliższe informacje. Po bardzo krótkiej chwili Mariusz Błaszczak oddzwonił do mnie i powiedział, że prezes już wie o tym, że Sikorski go, że minister Sikorski go poinformował go o tym, co się wydarzyło. Zacząłem rozmawiać z ambasadorem, co, co w tej chwili tutaj należałoby zrobić. Miałem taki, miałem w pewnym momencie taki pomysł, mówię, no trzeba jakby nie wiem zacząć szukać ciała prezydenta. Zresztą rozmawiałem z ministrem Dudą też w międzyczasie, połączyłem się tam będąc na miejscu. I on mówi do mnie:
- Jacek, czy widziałeś ciało prezydenta? Więc ja mówię, że nie widziałem. On mówi:
- Rozejrzyj się, czy znajdziesz ciało prezydenta. Więc ja zacząłem tam trochę chodzić tak pomiędzy tymi, tymi częściami, ale stwierdziłem, że tak naprawdę nie jestem w stanie tutaj ani nikogo zidentyfikować, ani jakby, znaczy miałem taki też, myśl, że jednak zdecydowana większość tych ciał, nie widziałem ich zbyt wielu, to, to stwierdziłem, że jednak, wiedziałem, że na pokładzie było 96 osób, a widziałem zaledwie kilka ciał, no które, które były rozrzucone. Więc stwierdziłem, że tak naprawdę większość ciał znajduje się gdzieś tam prawda w samolocie, prawda, czy pod tymi, pod tymi częściami samolotu. Więc stwierdziłem, że nawet nie będę w stanie w żaden sposób się tam dostać.
  (strona 9-11)

Na miejscu katastrofy Sasin spotkał Jerzego Bahra. Po rozmowie z ambasadorem doszli do wniosku, że wrócą do Katynia na mszę. Miejsce katastrofy opuścili około 10:00 CEST. Limuzyną ambasadora razem z Jerzym Bahrem odjechali na cmentarz z ulicy Kutuzowa przy której wcześniej zaparkował Gerard Kwaśniewski.

Miałem też, przyznam, że miałem też taką, czy takie zahamowanie natury moralnej prawda. Znaczy stwierdziłem, że może jakby nie jest na miejscu, żeby w tej chwili chodzić i deptać tak naprawdę po, po szczątkach osób prawda, które tam leżą, że to jest coś takiego, co może, tak jak się nie powinno deptać po, nie wiem, po grobach prawda, tak się nie powinno być może po szczątkach osób. Zacząłem rozmawiać z ambasadorem, co możemy w tej sytuacji zrobić, zapytałem. On mówi tu akcja ratunkowa trwa, ale mówi:
- No tak jak pan widzi, tu mamy informację taką, że nikt nie przeżył z pasażerów. No i zaczęliśmy stać, tak naprawdę dłuższą chwilę żeśmy stali, tak jak mówię, przyglądaliśmy się temu, co się dzieje. W pewnym momencie on mówi, zapytał mnie:
- Co my powinniśmy w tej chwili zrobić w stosunku do tych ludzi, którzy są na cmentarzu? Mówi:
- No tam jest grupa osób, które, duża grupa, która czeka tak naprawdę, nie bardzo wiedząc co się stało.

No i doszliśmy do takiego przekonania, że powinniśmy pojechać teraz na cmentarz i powinniśmy poinformować jakby wszystkich o tym, że zdarzyła się taka katastrofa. Ja, ambasador zaproponował, żebym pojechał z nim samochodem. Jego samochód był po prostu bliżej, bo my przyjechaliśmy od strony lotniska, a samochód ambasadora stał na tej drodze, która była no znacznie bliżej od miejsca katastrofy. Udałem się z nim do samochodu i wróciliśmy na cmentarz. (strona 11)

Po przybyciu do Katynia ambasador Bahr udał się na cmentarz rosyjski gdzie złożył wieniec a Jacek Sasin bezpośrednio poszedł na polski cmentarz wojenny, gdzie rozmawiał m.in. z księżmi.

On po drodze mi powiedział, że on podjął taką decyzję, że ponieważ są też przedstawiciele państwa rosyjskiego tam, no to on podjął decyzję, że należy tą uroczystość jakby odbyć, która była zaplanowana. I że on złoży wieniec na tym cmentarzu rosyjskim, ta uroczystość się tam bardzo krótko odbędzie, zostanie złożony ten wieniec. Następnie przejdzie tutaj na, on przyjdzie. Zapytał, czy ja chcę w tym uczestniczyć, powiedziałem, że nie, że ja jednak nie jestem w stanie, po pierwsze, w tym uczestniczyć, po drugie, chciałem jednak przyjść tutaj do ludzi, którzy są z delegacji, która jest zgromadzona na cmentarzu polskim. Więc on udał się na ten cmentarz rosyjski, ja przyszedłem bezpośrednio na cmentarz polski. No i z nim się tak umówiłem, że w momencie kiedy on skończy tam, to co zamierzał zrobić, czyli złożyć te kwiaty, to przyjdzie i wtedy wspólnie niejako powiemy kilka słów i msza będzie odprawiona, która, która, ja zresztą rozmawiałem też z księżmi jak przyszedłem, że będzie odprawiona msza, która ma się przerodzić w mszę taką za dusze tych, którzy zginęli, prawda, nie tylko za oficerów, ale za tych którzy zginęli w katastrofie. (strona 11)

Minister Sasin w Katyniu i Smoleńsku12:34:32 MSD = 10:34:32 CEST Jacek Sasin rozmawia przez telefon już na cmentarzu w Katyniu po powrocie z miejsca katastrofy w Smoleńsku.

https://picasaweb.google.com/jmzochowski/2010041011Katyn#5462721545739842610

Minister Sasin w Katyniu i Smoleńsku12:37:18 MSD = 10:37:18 CEST Minister Sasin rozmawia z posłem Janem Ardanowskim.

https://picasaweb.google.com/jmzochowski/2010041011Katyn#5462722044214960130

No więc przyszedłem chwilę tak się, pamiętam, nie wiem rozmawiałem z kimś, z jakimiś ludźmi rozmawiałem po prostu, w momencie, jak przyszedł ambasador Bahr, no to on jakby zapowiedział, tak byłem z nim umówiony, że on zapowie mój komunikat i ja powiem o tym, co się wydarzyło. Ale cały czas, też może irracjonalnie, mimo tego co widziałem, mimo tego co powiedziała minister Bochenek, jednak miałem jakąś taką podświadomą nadzieję, że być może ktoś jednak uratował się z tej katastrofy i stwierdziłem, że no jakby ogłoszenie w tym momencie informacji o tym, że prezydent zginął nie jest właściwym działaniem, że w momencie, kiedy nie widziałem ciała prezydenta, no to jakby nie powinienem na pewno takiej informacji publicznie podawać do wiadomości. W związku z czym ograniczyłem się do powiedzenia o tym, że była tragiczna katastrofa, że delegacja, która miała dotrzeć, nie dotarła i o prezydencie, że nie ma go w tej chwili tutaj z nami. Natomiast nie stwierdziłem tego, że prezydent nie żyje. (strona 11-12)

Minister Sasin w Katyniu i SmoleńskuGodzina 10:39 CEST. Ambasador Bahr klęka przed ołtarzem. Za nim idzie attaché wojskowy obrony ambasady gen. Grzegorz Wiśniewski.

https://plus.google.com/photos/117587835008275210502/albums/5630052134504444513/5910147415554086434?banner=pwa&pid=5910147415554086434&oid=117587835008275210502

Minister Sasin w Katyniu i SmoleńskuGodzina 10:39 CEST. Minister Sasin podchodzi do Jerzego Bahra.

https://plus.google.com/photos/117587835008275210502/albums/5630052134504444513/5910147435051282530?banner=pwa&pid=5910147435051282530&oid=117587835008275210502

Minister Sasin w Katyniu i Smoleńsku12:39:26 MSD = 10:39:26 CEST  Rozmowa wiceszefa kancelarii prezydenta z ambasadorem Bahrem.

Minister Sasin w Katyniu i Smoleńsku12:41:33 MSD = 10:41:33 CEST Krótkie przemówienie ministra Sasina przed Mszą Świętą.

Minister Sasin w Katyniu i SmoleńskuGodzina 10:43 CEST. Początek Mszy Świętej.

https://plus.google.com/photos/117587835008275210502/albums/5630052134504444513/5910147596169600210?banner=pwa&pid=5910147596169600210&oid=117587835008275210502

Minister Sasin w Katyniu i SmoleńskuGodzina około 10:59 CEST. Sasin siedzi między Bahrem a Wiśniewskim.

https://plus.google.com/photos/117587835008275210502/albums/5630052134504444513/5975115929666664914?banner=pwa&pid=5975115929666664914&oid=117587835008275210502

Minister Sasin w Katyniu i SmoleńskuOkoło godziny 11:00 CEST. Msza trwa już kilkanaście minut.

Przez około 20 minut szef kancelarii prezydenta uczestniczył we mszy. Po czym zaczął ustalać dalsze działania rozmawiając telefonicznie m.in. z panem Łopińskim i panem Dudą.

No to był taki dramatyczny bardzo moment, zaczęła się msza. Ja na wstępie tej mszy uczestniczyłem, natomiast po jakiś tam 20 minutach mnie więcej stwierdziłem, że jakby nie mogę sobie pozwolić na dłuższe uczestniczenie we mszy, tylko tak naprawdę muszę się połączyć przede wszystkim z Warszawą i zacząć ustalać jakieś działania dalsze, które powinny zostać podjęte. Udało mi się połączyć już, i z ministrem Łopińskim rozmawiałem, i rozmawiałem z ministrem Dudą. Kiedy byłem na cmentarzu jeszcze, właśnie minister Duda telefonicznie zaczął mnie informować o tym jakie działania zostały podjęte. I to jakby przechodząc już do tego trzeciego też tematu, one się zazębiają w tym memencie, jakie działania zostały już podjęte tutaj ze strony Kancelarii Sejmu i pana marszałka Komorowskiego zmierzające do przejęcia funkcji prezydenta Rzeczypospolitej przez marszałka Komorowskiego.

Więc zadzwonił do mnie minister Duda i mówi:
- Jacek, powinieneś jak najpilniej wrócić do Warszawy, bo - użył nawet takiego sformułowania - bo tu już trwa zamach stanu. Ja zacząłem go wypytywać o szczegóły i on mi właśnie mówi, że właśnie miał telefon od, a był jeszcze w Krakowie wtedy, bo on był, cała sytuacja zastała go w Krakowie. I on mówi, że miał telefon od ministra Czapli, szefa Kancelarii Sejmu, który mówił, że, który poinformował
ministra Dudę, że należy pilnie przygotować dokumenty stwierdzające, stwierdzające, że no jakby stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej zostało zwolnione i zgodnie z Konstytucją obejmuje je marszałek Sejmu
. (strona 12)

Po mszy Sasin poinformował Bahra, że musi jak najszybciej wrócić do Warszawy. Jeden z pracowników powiedział mu, że może wrócić Jakiem.

Dostałem informację, skończyła się msza w międzyczasie. Ja też odbierałem jakieś dramatyczne telefony od rodzin niektórych osób, które znałem, które były tam na pokładzie, które chciały się ode mnie dowiedzieć, co się stało i czy jest szansa, że członkowie ich rodzin przeżyli. Między innymi rodzina pana Duchnowskiego ze Związku Sybiraków dzwoniła, jeszcze inne osoby. Skończyła się w międzyczasie msza, podszedł do mnie ambasador Bahr i zapytał się mnie, jakie mam dalsze plany w związku z tym co się stało. Więc powiedziałem, że muszę jak najszybciej wrócić do Warszawy. I zapytałem go, czy on może mi pomóc w zorganizowaniu transportu do Warszawy. Na co on mi odpowiedział, że najprościej będzie udać się w tej chwili samochodem do Moskwy i on tam załatwi mi bilet na samolot z Moskwy do Warszawy. No ja jakby przyjąłem to co on mi powiedział, no jakby?? w jakimś takim zaćmieniu, więc nie pomyślałem rzeczywiście o tym drugim samolocie, który był na lotnisku. Dopiero któryś z moich pracowników mówi mi, że po co mam jechać do Moskwy, przecież stoi JAK na lotnisku, którym można wrócić do Warszawy. (strona 13)

Z Katynia wiceszef kancelarii prezydenta udał się na lotnisko, gdzie razem z dwoma swoimi pracownikami wsiadł do samolotu Jak-40 ale okazało się że nie mogą startować.

Ja udałem się na lotnisko. Przyjechałem na lotnisko, towarzyszyło mi, towarzyszyli mi jeszcze dwaj pracownicy Kancelarii Prezydenta, którzy wrócili razem ze mną, a trzech pracowników zostało tam na miejscu, pojechało na lotnisko. Przyjechaliśmy na lotnisko, na lotnisku stał samolot, oczekiwał samolot, wszystko przebiegało bardzo sprawnie. Zostaliśmy odprawieni, weszliśmy na pokład samolotu. No jakby liczyłem, że za chwilę wystartujemy do Warszawy. Staliśmy chwilę, zapytałem pilotów, dlaczego nie odlatujemy. Powiedzieli, że oczekujemy na pozwolenie startu. Nawet oni uruchomili silniki prawda, czyli jakby było takie oczekiwanie, że wystartujemy. Ale po paru, jakimś tam krótkim okresie czasu silniki zostały wyłączone. Więc zapytałem, co się stało? Na co oni mi powiedzieli, że na razie nie możemy wystartować, ponieważ nie działa wieża kontrolna. Czyli, że ci kontrolerzy, którzy byli na wieży zostali zatrzymani przez prokuraturę, a nie ma nikogo nowego kto by tą wieżę mógł obsługiwać. W związku z tym nie możemy wystartować i musimy czekać, bo właśnie gdzieś tam z jakiegoś innego lotniska śmigłowcem będzie przywieziony kontroler lotów, który przejmie służbę na wieży. (strona 14)

Minister Sasin w Katyniu i SmoleńskuJak-40 na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku.

W samolocie oczekiwali tak około dwóch godzin. Po tym czasie po interwencji polskiej ambasady wydano zgodę na start samolotu, którym wrócili także polscy dziennikarze.

No to oczekiwanie trwało około dwóch godzin. Czekaliśmy jakby cierpliwie na to co się wydarzy. W pewnym momencie pilot nas poinformował, że kontroler, to już jest na wieży, że już on przyleciał, ale jest gorszy problem, bo lotnisko zostało zamknięte i żaden samolot z tego lotniska nie może w tej chwili wystartować, że no potrzebna by była tutaj zgoda najwyższych władz rosyjskich, żeby umożliwić start samolotu. Więc zatelefonowałem w tym momencie do ambasadora Bahra i zrelacjonowałem mu tą sytuację. Poprosiłem go o podjęcie interwencji w tej sprawie. On mi powiedział, że zaraz się ze mną skontaktuje pracownik ambasady, który będzie dalej tam, który jest na lotnisku i będzie dalej prowadził tą sprawę. Oczywiście za chwilę zadzwonił pracownik ambasady, nie pamiętam już jego nazwiska w tej chwili, który zapytał mnie, powiedział, że no, to trochę mnie tak zdziwiło, bo jakby nie wiedział o co chodzi za bardzo. No zapytał mnie, że o co mi chodzi, czy ja chcę wyjść z samolotu, zapytał mnie. Ja mówię, że nie, nie chcę wyjść z samolotu, tylko chcę odlecieć stąd, prawda. Na co on mówi:
- A co, jest jakiś z tym problemem, z odleceniem? No ja mówię:
- No jest, od dwóch godzin siedzę w samolocie i nie mogę odlecieć, prawda. Więc on mówi:
- Dobrze, to żebym ja wyszedł z samolotu to wtedy pójdziemy do Rosjan i jakby wspólnie przedstawimy tą sprawę, i postaramy się, że tak powiem, załatwić start tego samolotu. Więc okazało się, że mogę wyjść z samolotu, otworzono właz, bo wcześniej kiedy chciałem wyjść z samolotu to okazało się, że to niemoż.., powiedziano mi, że to jest niemożliwe, bo już przekroczyłem granicę. No teraz jakby załatwiono, że mogę wyjść, otworzono luk samolotu. No mówię, scena była taka już surrealistyczna zupełnie, bo okazało się, że stał celnik rosyjski przy tym, tym, żeby mi ponownie wbić pieczątkę, że wchodzę znowu na terytorium Rosji, prawda. Więc udałem się, był ten pracownik również, razem z nim udałem się do namiotu, gdzie jak się zorientowałem siedzą ci, ci rosyjscy dostojnicy, między innymi gubernator, jacyś wojskowi tam, prawda, i tam taki był jakby ich sztab dowodzenia. Wszedłem do tego namiotu i oni mnie spytali, o co, o co właściwie chodzi. No więc wytłumaczyłem im, że próbuję wystartować, wrócić do Warszawy. Przedstawiłem się, powiedziałem, że muszę wrócić do Warszawy, nie ma zgody na lot i czy mogliby w tej sprawie zrobić. Więc jeden z tych panów opuścił namiot i poinformował mnie, że idzie jakby zorientować się w sytuacji. Ja tam, ja zostałem, miałem tam siedzieć, pokazali mi listę pasażerów samolotu, po rosyjsku ona już była, ta lista już była po rosyjsku. Pokazali mi też polski egzemplarz, zaczęli tam ubolewać, prawda że no tyle osób zginęło. Po chwili przyszedł ten człowiek, który wyszedł z wojskowym, który jak mi się wydawało dowodził tymi pogranicznikami tam na lotnisku, no i poinformował mnie, że będziemy mogli odlecieć. Że jest decyzja, że będziemy mogli odlecieć. Więc ja podziękowałem, wyszedłem z tego namiotu, ten polski przedstawiciel mnie jeszcze zapytał dyplomatycznie, czy mogę zabrać dziennikarzy, którzy chcieliby również wrócić. Więc odpowiedziałem, że oczywiście nie ma problemu. Oni zostali wpuszczeni na lotnisko, bo stali pod bramą. To się wszystko odbywało tutaj tuż przy bramie lotniska. I zostaliśmy ponownie odprawieni, poszliśmy do samolotu. I rzeczywiście w ciągu już kilkunastu minut następnych udało się, udało się wystartować. Tym jakby zakończył się mój pobyt w Rosji
. (strona 14-15)

Minister Sasin w Katyniu i SmoleńskuGodzina około 15:35 CEST Start Jaka-40 z Siewiernego (wg zeznań por.Wosztyla). Na lotnisku widoczny jest śmigłowiec Mi-26, który przyleciał o 14:59 CEST z lotniska Dobrynskoje.

http://static.presspublica.pl/red/rp/pdf/protokoly-Wosztyl.pdf

16:59 MSD - przybycie na miejsce AP śmigłowca Mi-26 z lotniska Dobrynskoje (JW 42663) okręgu Władimirskiego z ratownikami na pokładzie – 3 ludzi; (strona 104)

http://stary.naszdziennik.pl/zasoby/raport-mak/raport_polski.pdf

Jak-40 do Warszawy przyleciał około 17:20 CEST wg zeznań porucznika Artura Wosztyla. Minister Sasin inaczej to przedstawia.

Ja przyleciałem do Warszawy, znaczy niestety tylko odtwarzam sobie te godziny, jakoś wtedy nie przychodziło mi do głowy, żeby notować dokładnie godziny, jak to godzinowo wyglądało. Ale ponieważ o 18. była msza w Warszawie, w Katedrze św. Jana, w której wziąłem udział, a wpół do szóstej mniej więcej byłem w Pałacu Prezydenckim, a jeszcze wcześniej byłem w Kancelarii, około pół godziny, to myślę, że w Kancelarii byłem gdzieś o 5. Więc pewnie około gdzieś wpół do piątej wylądowałem na lotnisku, co oznacza, że musiałem, nie wiem, po 3, czy około 15, czy kilka minut po 15. ze Smoleńska odlecieć do Warszawy.

No i w Warszawie, jak przyleciałem do Warszawy, no to najpierw przyjechałem do Kancelarii Prezydenta, ale tak naprawdę, tylko po to, żeby przyjść, zobaczyć, co się dzieje. Wsiadłem dalej w samochód i pojechałem do Pałacu Prezydenckiego, no bo telefonicznie już miałem informację od ministra Łopińskiego, że stamtąd wszyscy ministrowie już są na miejscu, ci którzy pozostali, i że udamy się wspólnie na tą mszę, na 18. do Katedry. Jak przyjechałem tam, no to też odebrałem relację od ministra Łopińskiego, który mówił mi, że odbyło się już spotkanie z marszałkiem Komorowskim, w którym on wziął udział, wzięła udział minister Bochenek. Nie pamiętam czy ktoś jeszcze, ale na pewno ich dwójka, a i minister Borys Szopa. Ministra Dudy chyba nie było, bo jeszcze bodajże był jeszcze w tym czasie w drodze z Krakowa do Warszawy. I gdzie na tym spotkaniu, po pierwsze, pan marszałek poinformował, że przejął tutaj funkcję prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Co więcej poinformował również państwa ministrów, że zdecydował się mianować nowego szefa Kancelarii Prezydenta, pana Jacka Michałowskiego. Wtedy, według relacji znowu, którą zaczynałem, pani minister Bochenek miała powiedzieć, że ten ruch jest niepotrzebny, ponieważ jest, zbadał ??, prawdopodobnie zginął minister Stasiak, ale jego zastępca, czyli ja, właśnie jestem w drodze do Warszawy, za chwilę tutaj dotrę i będą mógł spokojnie wszystkimi działaniami kierować. Na to minister, marszałek Komorowski miał w ogóle się po prostu nie, zignorować, nie odpowiedzieć na to. Na tym się spotkanie zakończyło. (strona 15 i 16)

Czy minister Sasin jak twierdzi mógł być na mszy o 18:00 CEST w Bazylice archikatedralnej św. Jana Chrzciciela w Warszawie? Sprawdźmy.

Minister Sasin w Katyniu i Smoleńsku

http://www.katedra.mkw.pl/index.php?option=com_gcalendar&view=google&Itemid=55

https://www.google.com/calendar/event?eid=ZTN0ZWpycG85N3Y1anJzcXBiMnQxZmNyNzAgZ3JhZmlrQGthcnBpay5ldQ

O godzinie 19.00 w Katedrze Św. Jana na Starym Mieście w Warszawie przy ul. Świętojańskiej 8 arcybiskup Kazimierz Nycz odprawi mszę żałobną w intencji ofiar katastrofy.

http://www.mmwarszawa.pl/artykul/katastrofa-prezydenckiego-samolotu,2978196,artgal,t,id,tm.html

I to by było na tyle. Zagadką pozostaje kiedy Jacek Sasin odebrał ten najważniejszy telefon od Marcina Wierzchowskiego?

http://ludwiq.salon24.pl/597683,telefon-do-ministra-sasina

Ludwiq
O mnie Ludwiq

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka